Mieszkanie na osiedlu domków jednorodzinnych na Bali, tzw.
perumahan, może być bardzo proste dla tego, kto zdecyduje się korzystać z
bogatej oferty usług dojeżdżających lub dochodzących do każdego domu.
Od świtu słychać „roti roti”. „Roti” znaczy chleb i ten
sygnał oznacza, że motorek już rozwozi po ulicach chleb. Nie korzystamy z jego
usług bo sprzedaje tylko straszliwie biały chleb tostowy oraz różne słodkie
bułki. Ale w razie potrzeby wyprawa do sklepu po chleb nie byłaby konieczna.
Po chlebie zjawiają się w różnej kolejności – motorowy sklep
warzywny, motorowy sklep rybno-mięsny. Sklep ogrodniczy na samochodzie zwanym
tu keri (od carry). Jeździ też co jakiś
czas motorowy sklep 1001 drobiazgów – sprzedaje wieszaki na ubrania, wiadra i
inne rzeczy. Sprzedawcy misek i wiader
docierają też na piechotę uderzając mocno w dna swoich wytworów dla
podkreślenia ich solidności.
Co jakiś czas zagląda naprawiacz butów, sandałów i klapek.
Z oferty restauracyjnej mamy motorowe – bakso (zupa z
kulkami mięsnymi), putu (coś w rodzaju mokrych kokosowych ciastek z czerwonym
cukrem). Oraz różne napoje i desery.
Dojeżdża też co jakiś czas rozrywka (choć ta mnie nie bawi,
w przeciwieństwie do licznej dzieciarni) – stary człowiek na motorze z małpką
dająca przedstawienie.
Rozleniwienie ludzi spotyka się z bogata ofertą drobnych
biznesów. Ale zwykle to nie oni są właścicielami interesu. Prawie każda,
najmniejsza nawet działalność, ma jeszcze swojego bossa. Kogoś, kto ma trochę
więcej pieniędzy i już nie pracuje zbyt dużo albo robi coś innego. Kiedyś mój
kucharz powiedział, że gdyby miał samochód to by zatrudnił kierowcę i to ten
kierowca by woził turystów, nie Dul. Dul by siedział w domu, już by nie
pracował. Wolałby tak się lenić, tracić pieniądze na czyjąś pensję niż pracować
własnymi rękoma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz