sobota, 28 stycznia 2012

Ja i Toni jestesmy w Polsce. W domu mamy dosc strome, wysokie schody. Byly plany aby zalozyc przy nich jakas blokade, zeby mu sie nic nie przytrafilo. Ale pozostalo to w sferze planow, po czesci dlatego, ze na poczatku dlugo sie do tego zbieralismy ale przede wszystkim dlatego, ze nie ma takiej potrzeby. Toni ani razu nie postawil sie w niebezpiecznej sytuacji, nie zblizyl z rozpedem do schodow. Zachwouje sie ostroznie i uwaznie, tak samo jak na lodzi. Tam nie jest nigdy zostawiony sam sobie ale ma tez duza wolnosc, biega po lodzi. Tuz obok konczy sie poklad a ponizej jest morze.
Dzieci w Labuan Bajo do wieku szkolnego maja wg mnie fajne dziecinstwo. Cos jak boharerowie "Przygod Dudusia Wesolka", ktore ogladamy, gdy jestesmy w Polsce. Gonia, kombinuja, wchodza na palmy, skacza do wody, tak samo jak bohaterowie starych ksiazek dla dzieci. Nikt ich nie chroni i musza same oceniac ryzyko. Gdy poplynelismy lodzia do Gongger na polnocnym wybrzezu Flores widzialam dzieci plywajace na tratwie, zrobionej ze zwalonych pni bananowcow po dosc duzej rzece, tuz przed jej ujsciem do morza. Po porcie w Labuan Bajo dzieci czesto plywaja w sampanach, dlubankach z wioslami.





Problem zaczyna sie potem. Po tym dziecinstwie nie ma dla nich oferty. Szkoly maja bardzo niski poziom, rodzice nie stymuluja. Wielu grzeznie w marazmie badz zaczyna kombinowac juz nie w dzieciecy sposob.

wtorek, 24 stycznia 2012

Monsun zachodni

"Pratiwi" wpłynęła do Labuan Bajo po tygodniowym safari. Na pokładzie dwójka Anglików. Mnie nie było na łodzi. W każdym razie odetchnęłam. To nie jest dobry czas na pływanie po Komodo. Kiedy łodzie są na morzu, cały czas się niepokoję. To jest sezon "barat" czyli "zachodni", chodzi o monsun oczywiście. Miejscowi tak mówią, w naszym nazewnictwie lepiej powiedzieć pora deszczowa. A jak nazwa "barat" wskazuje monsun wieje z zachodu, ogólnie z zachodu bo czasem jest to pólnocny zachód a czasem zachód południowy. Może padać i może też wiać. Więc trzeba się pilnować co do trasy i miejsc nurkowań.



Czasem, gdy wieje mocno i są fale, prom z Sape nie przypływa. I choć już nie powinnam to się ciągle dziwię - brakuje warzyw, owoców a przed ostatnim safari nawet jajek. Czemu ludzie z Flores tego nie wytwarzają - nie wiem. Mam stałe plany rozpoczęcia produkcji na własna rękę. Na razie niezrealizowane.

To najbardziej mi przeszkadza w mojej pracy - ta zależność od natury. Od wiatru, deszczu. Ciągle wypatruję chmur na horyzoncie, znam fazy ksieżyca, który wpływa na prądy.Nic się z tym nie da zrobić i chyba powinnam sobie odpuscić ale ja się stresuję i tak. Niepotrzebnie i na zapas.
Teraz pora na dok. Własnie, też trzeba wybrać dobry "ksieżycowy moment".