wtorek, 12 sierpnia 2014

Nachodzenie korupcyjne 3

Mijają spokojnie kolejne dni. Parę wymiętych kartek z komisariatu leży sobie w Losmen Diaz. Co jakiś czas widzimy którego s chłystków jak się przemykają w pobliżu. Przychodzi też Agustinus zapytać jak tłumaczenie. Skąd ten się znowu wziął w całej sprawie, skąd wie o policji i o kartkach? Przecież tylko załatwił nam kontakt z Haji Raisem, dawno temu.

Niedługo się domyśliłam roli Agustinusa - chłystki na spółkę z wyżej postawionymi sięgnęli po kolejne koło ratunkowe. Pseudo przyjaciela, takiego, który dobrze nam życzy i szczerze doradzi. I ten nam szczerze doradza –
„no zapłaćcie choć trochę, będziecie mieć z głowy, nie chcą dużo”

Jeśli już nas namówi do zapłaty łapówki to coś skapnie i jemu. Taki system. Na pewno się już pogodzili, że ich wydająca się wcześniej niebotyczną dola, którą teoretycznie skłonni bylibyśmy zapłacić, stopniała do mizernej… ale wciąż mają nadzieję na cokolwiek, choćby to był tylko zwrot kosztów, jakie ponieśli.
Ale przepędzam Agustinusa (wszyscy po średnicy tego typu w Indonezji to jak zaraza, najlepiej ich przepędzać już na początku, tylko patrzą jak wyciągnąć choćby parę groszy z każdej strony). Myślę jednak, że dobrze by było zrozumieć co tam na coraz bardziej pomiętych kartkach jest napisane i być może zakończyć sprawę. Idę więc do Padre Stanisa, polskiego misjonarza, który jest już na emeryturze i mieszka w Labuan Bajo. W zasadzie to buduje nowy kościół katolicki w mieście i czasem jest jeszcze aktywny w zawodzie.

Polubiliśmy się podczas naszego pierwszego spotkania więc mam nadzieję, że mi pomoże. Idę i tłumaczę swoja niedolę, pokazuję zapis z komisariatu. Ten czyta i robi się coraz bardziej czerwony na twarzy. Ja zauważam natomiast, że ścieżką zbliża się nasz policjant przesłuchujący, musiał nas śledzić. Nie wiem po co, w każdym razie im bliżej tym bardziej zaczyna się płaszczyć, przed wejściem na werandę ściąga klapki i podchodzi cały w pokłonach, ręce jak do modlitwy i zgięty w pasie do ziemi. Sam w sobie ma szczurzy wygląd i pokurczoną posturę a teraz to wrażenie się wzmaga. Pater Stanis się podnosi a jest wielki, przy szczurku wygląda jak inny gatunek człowieka. Albo naprawdę wściekły albo dobry aktor,  zamachuje się na szczurka, tamten się kuli. Ręka się zatrzymuje tuż przed jego gębą i Pater Stanis zaczyna grzmieć. Nie rozumiem jeszcze co ale jest groźnie. Szczurek się wycofuje, zbiera swoje klapki i znika.

Potem słyszę tłumaczenie:
- wiesz, co tam było napisane?
- no nie
- pytanie: „wiesz, dlaczego tu jesteś?”, odpowiedź: „tak, bo nielegalnie kupiłam drewno”. Ale hołota 

Na tym sprawa w zasadzie się kończy. Jesteśmy obserwowani z oddali i raczej niegroźnie. Ale martwię się, że sytuacja może się powtórzyć. Akcje chłystków nie są chyba skoordynowane i może jakaś inna grupa będzie potrzebować pieniędzy a jest ramadan, na jego koniec trzeba się wykosztować na prezenty.  Taka grupa może podjąć nowe działania na własna rękę, licząc na szczęście. Tak to chyba działa, jak się uda to dobrze, na tej samej zasadzie co na targu podają najpierw cenę wielokrotnie przewyższającą tę, którą są w stanie zaakceptować. Jak się trafi jeleń to będą na plusie.

W zawodach typu policjant czy wojskowy dochodzi jeszcze inny czynnik. Taka praca jest tu bardzo pożądana. Jest prawie że nie do stracenia oraz dostaje się emeryturę, czyli jest to sytuacja dokładnie odwrotna niż w przypadku innych prac. Aby wkręcić chłopaka rodzina musi zapłacić. Rodzice mojej znajomej Liny z Solo na Jawie sprzedali w tym  celu rodzinny dom. Lina to doskonale rozumie i nigdy nie była z tego powodu zła. Brat mając pracę marzeń w policji będzie zobowiązany jej pomagać. Inny będzie czuł się zobowiązany w stosunku do rodziny za złożenie się na jego awans. Będzie więc potrzebował dużo pieniędzy. Dorabianie na boku w sposób, którego staliśmy się ofiarami jest jak najbardziej akceptowalne.


Potem wyrobiłam sobie metodę na takie sytuacje. Nie rozmawiam z najniżej postawionymi funkcjonariuszami. Od razu pytam o szefa. Biorę na siebie ryzyko, czy szef jest najbardziej skorumpowany ze wszystkich czy raczej będzie mi chciał pokazać jak twardą ręką trzyma swoich pracowników. Najczęściej samo żądanie zaprowadzenia do szefa wystarcza. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Nachodzenie korupcyjne 2

Po paru dniach przychodzą i mówią, że już sprawdzili, dokumenty są w porządku, nie ma problemu, żegnają się. Ulga. Po to tylko, żeby za 3 dni przyszli i powiedzieli, że jednak nie, że jednak muszą to jeszcze sprawdzić, wcześniej się pomylili.

Nie wiem do tej pory, czy są dobrymi psychologami od wzbudzania poczucia zagrożenia, czy wcześniej przy naszej niezłomnej postawie po prostu odpuścili a potem poskarżyli się komuś w biurze, że już już było a tu taki pech i ktoś wyżej postawiony postanowił im pomóc.  

Bo teraz zabierają się za nas na porządnie. Zostajemy zabrani na komisariat na przesłuchanie. Słowo deportasi powtarza się w każdym zdaniu. Przekazują nas ostrzejszym funkcjonariuszom.
Komisariat to parę budynków leżących pośrodku klepiska przy drodze na Ruteng, jakby przemieszanych ze zwykłymi domami. W małej klitce w dymie ich kreteków, strasznie mocnych papierosów goździkowych, odpowiadamy na pytania. Jeden zadaje pytania po indonezyjsku, drugi nas pyta po angielsku i dyktuje pierwszemu nasze odpowiedzi, tłumacząc je z angielskiego na indonezyjski. Co dokładnie dyktuje nie wiemy. Ponieważ pierwszy, który zadaje pytania i stuka jednocześnie w klawiaturę, nie jest wirtuozem komputera, każda sekwencja – pytanie, tłumaczenie, nasza odpowiedź, tłumaczenie, zapisanie zajmuje około 5 minut.
Ja odpowiadam pierwsza. Samo spisanie moich danych (pierwszy raz spotykam się z pytaniem o religię i wpisaniem tego do protokołu, potem już przywyknę) zajmuje z godzinę. A potem maglowanie w sprawie drewna. Siedzimy tam już przez parę godzin, we mnie się gotuje z wściekłości i, zła to przed sobą przyznaję, niepokoju.

Ale kończą ze mną. Spisują dane R. Myślę, że na danych się zakończy ale oni spokojnie przystępują do pytań. Jest już późne popołudnie, jesteśmy głodni i wściekli (ale tak wewnętrznie, na zewnątrz staram się być spokojna). Oznajmiam, że odpowiedzi R. są tożsame z moimi. „O, tak nie można, trzeba wszystko zapisać”.
Podejmuję decyzję. Wstaję, wyciągam na zewnątrz R. i oświadczam, że nie będziemy w tej klitce już dłużej przebywać. Tamci zakłopotani, nie wiedzą, co robić. Próbują nas powstrzymać ale nagle stają się bezradni. Chcą, żebym się podpisała pod tekstem. Ja twierdzę, ze muszę to sobie przetłumaczyć. Znowu konsternacja. Jak mam to przetłumaczyć, gdzie przeczytać. Proszę o wydrukowanie. Okazuje się, że stara drukarka podłączona do komputera jest zepsuta. Szperają w zakurzonej szufladzie, pełnej dyskietek, spinaczy, długopisów i ołówków. Parę dyskietek nie działa. W końcu na jednej, po krótkiej walce z systemem, zapisują swój tekst, który przenoszą do innego komputera i innej drukarki w innej części komisariatu.

Dają nam kartki. Wychodzimy. Nic się nie dzieje. Wracamy na łódź i sprawdzamy stan robót. Nasze 2 kode drewna nara leży sobie nienaruszone.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Nachodzenie korupcyjne

Jest październik 2005 roku. Nasza łódź „Wahid Jaya”, przyszła „Ari Jaya” stoi już w doku na nadbrzeżu Labuan Bajo koło domu Haji Perez. Cieśle czyli tukan zaczęli już pracować z pierwszą partia drzewa. Właśnie kupiliśmy kolejną partię, 2 kode drewna nara. Kode to jednostka do obliczania ilości drewna i oznacza 20 sztuk. Może to być 20 sztuk papan czyli desek albo 20 sztuk balok czyli belek. Cena kode zależy oczywiście od grubości, szerokości i jakości papan czy balok. Najlepsze jest drewno „merah” – czerwone, czyli ze środka pnia. Bliżej kory staje się „putih” – białe i jest dużo miększe, szybciej się psuje.
Te 2 kode drewna nara kupiliśmy od niejakiego Haji Rais z wyspy Buleleng, na północnym wybrzeżu Flores. (haji to tytuł oznaczający, że jego posiadacz odbył już pielgrzymkę do Mekki).

My sami mieszkamy niedaleko w Losmen Diaz, małym hoteliku przeznaczonym raczej dla miejscowych podróżnych niż turystów. Losmen należy do Kennediego, który tak ma na imię bo urodził się niedługo po zamachu na prezydenta Kennediego. Podobno w okolicy Kennedich jest trzech

W Losmen Diaz wytrzymaliśmy chyba z miesiąc. Nie dało się przebywać w naszym pokoju, niskim, z dachem z blachy falistej tuż  nad naszymi głowami, który w ciągu dnia rozgrzewał się do czerwoności. Prąd w Labuan Bajo był regularnie wyłączany i wtedy nasz malutki wiatraczek nie działał. W nocy gryzły nas pluskwy. W dniu przypłynięcia promu Tilongkabila z Bali lub z Makasar hotelik zapełniał się podróżnymi, ich pakunkami, hałasem do późna oraz dymem z papierosów goździkowych.

Właśnie na zmianę w Losmen Diaz i na nadbrzeżu zaczęli nas nachodzić. 2 kode drewna nara leżały sobie spokojnie przykryte dużą płachtą, kiedy zaczęli nas o nie pytać. Na początku nie wiedzieliśmy kto to był, dwóch chłystków w cywilu. Jednego dnia pytają skąd to drewno. Wyjaśniliśmy, wskazaliśmy sprzedawcę i zapomnieliśmy o sprawie. Przychodzą za 2 dni i znowu pytają o to samo, teraz już sugerując, że coś jest nie w porządku, chcą oglądać dokumenty drewna.

(Indonezja nagle zabrała się do ochrony lasów, każda partia drewna musi mieć odpowiedni surat, dokument – pozwolenie, osobny na wycięcie, osobny na transport, łącznie z mapami wskazującymi miejsce  ścinki drzew. Drewno tekowe może pochodzić tylko z plantacji. Oczywiście jakby ktoś chciał wyciąć w pień całą Indonezję i zapłaciłby wystarczająco dużo to problemu by nie było. W Indonezji jest to zawsze tylko kwestia „ile”).

My mamy, w naszym mniemaniu, wszystkie dokumenty. Myślimy, że są dobre bo tak nam powiedzieli ci, którzy na nie na naszą prośbę zerknęli, cieśle przede wszystkim. Są po indonezyjsku jesteśmy więc zależni od zdania innych. Wszyscy mówią, że dokumenty drewna są dobre. A między nami a Haji Raisem jest też Agustinus, to on pośredniczy w kupnie drewna i twierdzi, że jeśli to haji nam sprzedaje drewno to możemy brać w ciemno, bo haji to haji. Sam Agustinus jest katolikiem, gdzieś z wnętrza Flores ale jak widać argument haji jest dla niego jak znalazł. I ma być wystarczającą gwarancją także dla nas.

I tak przez parę dni jesteśmy nachodzeni, na zmianę w Losmen Diaz i na brzegu. Chłystki okazują się być tajną policją Intel. Powoli zaczynają padać słowa ‘konkwiskata’ i magiczne ‘deportasi’. My się denerwujemy ale nie przerywamy prac, zasłaniamy się Haji Raisem, którego oczywiście już nie ma, jest gdzieś daleko na swojej wysepce Buleleng i dla chłystków jest niedostępny (fizycznie ale chyba też mentalnie). A my jesteśmy celem ogólnodostępnym, każdy nasz krok w Labuan Bajo jest znany, wiadomo, że się boimy o nasze nadzieje na biznes, nie znamy prawa i języka. Cóż może być lepszego? Nie ma jeszcze wielu bule w Labuan Bajo i taka gratka jak my nie trafia się każdego dnia.

Budowa łodzi Ari Jaya, Labuan Bajo, Flores, Indonezja.
Oto ja w tych starych czasach doglądam budowy.

Przyszła Ari Jaya w doku
Początki budowy przyszłej Ari Jayi

Początki budowy przyszłej Ari Jayi

Początki budowy przyszłej Ari Jayi

Początki budowy przyszłej Ari Jayi
Początki budowy przyszłej Ari Jayi

Początki budowy przyszłej Ari Jayi