piątek, 27 lipca 2012

Wyprawa na Jawe 3


Bondowoso – niewielkie miasto, pieknie polozone miedzy dwoma pasmami wulkanow, niedaleko juz polnocnego wybrzeza Jawy. Podobalo mi sie juz w 2008 roku, kiedy bylam tam po raz pierwszy. Pamietam, ze zdumialo mnie wtedy swoja czystoscia (potem wyczytalam w przewodniku, ze rzeczywiscie jest uznawane za jedno z najczystrzych miast na Jawie). Wtedy bylam tam z rodzicami tuz po wycieczce na Sulawesi, w tym po miescie Makassar (nakwieksze na Sulawesi), ktore moj ojciec do tej pory z luboscia nazywa nie Makassar tylko masakra (rzeczywiscie zwiedzal tam port, ktory czystoscia nie grzeszyl, szczury sie przemykaly, smieci lataly, spoceni tragarze rozladowywali drewniane szkunery z cementem, bylo tez tuz po deszczu wiec roznorakie odpadki gnily w kaluzach, ojciec niestety nie umial docenic atmosfery miejsca). W kazdym razie w Bondowoso mielismy mily kontrast.



Teraz tez mi sie podobalo, jeszcze bardziej. Ma troche kolonialna atmosfere (rzeczywiscie mieszkalo tu duzo Holendrow, po ktorych pozostalo jeszcze pare budynkow. A podobno drogi obsadzone tamaryszkami, teraz juz wielkimi to tez pozostalosc po nich).
Kroluja oczywiscie moje ulubione becaki wiec dodaje kolejna porcje zdjec.








W Bondowoso odwiedzilismy tez targ w poszukiwaniu pewnej konkretnej rzeczy (poszukiwanie uwienczone sukcesem).  Na targu sila rzeczy nie bylo juz czysto ale tam wlasnie, robiac zdjecia dokonalam waznego dla mnie odkrycia – to co mnie juz tylko denerwuje tam, gdzie mieszkam (Flores, Bali), w momencie gdy staje sie turystka, na powrot nabiera cech kolorowej egzotyki, wartej robienia zdjec, podziwiania absurdow, nieprzejmowania sie brudem. Bardzo mnie to cieszy bo swiadczy chyba o tym, ze nie jestem jeszcze dla podrozowania stracona. Czasem sobie myslalam, ze po co znowu zaczynac jezdzic, wszedzie jest przeciez tak samo.  Nawet moja zdobycz z targu  - reczna maszyna do kruszenia lodu, uzywana w przydroznych jadlodajniach, jest taka sama jak te, ktore pamietam z np. Gwatemali. Co nie zmniejsza mojej radosci bo uwazam, ze sie doskonale nadaje do dekoracji domu i bedzie sie dobrze komponowac z wyciskarka do pomaranczy z Meksyku. Choc wyciskarka byla kupiona nowa a ta maszyna jest juz troche zepsuta i swoje chyba odsluzyla (tym lepiej). Szukalam czegos takiego juz od jakiegos czasu i nie bylo to latwe.  Takze w Bondowoso nie bylo to hop siup. Nikt tego nie sprzedawal. Zagadnieci na jednym ze straganow sprzedawcy powiedzieli, zeby przyjsc za godzine, co zrobilismy. Twierdzili, ze wykupili maszyne ze skupu zlomu. Mam nadzieje, ze jej nie ukradli biednemu posiadaczowi wozka z napojami.


I na koniec jeszcze pare sklepow z Bondowoso, typowych dla Indonezji: sklepy saszetkowe oraz sklepy z odzieza na upal dla kobiet.






środa, 25 lipca 2012

Malediwy


Notatki, ktore ostatnio znalazlam w starym zeszycie, napisane we wrzesniu 2004 roku, po dluzszym pobycie na malej wyspie z resortem jako divemaster we wloskim centrum nurkowym.

Wyspy – przerazajaca jednorodnosc, piekno ale brak zmian, roznorodnosci, rzeczy bez ktorych nie mozna zyc (wg mnie).
Wyspy nie maja zapachu. Po deszczu nie czuc zapachu mokrej ziemi i trawy, jest tylko piasek. Nie czuc gnijacych lisci bo te po opadnieciu zaraz wysychaja badz sa zamiatane. Nie pali sie ognisk i nie ma zapachu dymu. Slonce grzeje mocno ale rosliny nie wydzielaja zapachow, czasem tylko czuc zaladwie slyby zapach kwiatow, niewielu. Glownie palmy kokosowe i namorzyny. Maldiwianin nie opuszczajacy swojego kraju nie zobaczy nigdy ani strumieni ani jezior ani gor ani lasow ani nawet morza innego niz to, ktore obmywa plaskie i piaszczyste wispy. Brak roznorodnosci nad woda rekompensuje to co pod woda ale Maldiwianie w ogromniej wiekszosci tego przeciez nie widza.
Ludzie – glupi, zli, bez wyobrazni, wspolczucia, empatii. Po czesci tlumacze to ta jednorodnoscia, nie opuszczaja w wiekszosci swoich wysp. Mieszaja sie w obrebie tylko kilkuset osob przez wiele generacji.
Nie maja kontaktu ze zwierzetami. Maldiwianin nie tylko nie musi sie opiekowac zwierzeciem domowym ale nie ma takze szans zobaczyc krow na polu czy koni ani pojsc do lasu i zobaczyc dzikiego zwierzecia.
Malo dzwiekow, naturalnych i nienaturalnych. Jest morze ale nie ma krzyku mew. Malo owadow a te co sa prawie nie wydaja dzwieku.
Nie ma prawie roslin hodowlanych, nie ma obiektow do opiekowania sie i bycia odpowiedzialnym.
Tylko jedna obowiazujaca religia, islam.
Jednorodnosc polityczna, dyktatura pod plaszczykiem demokracji i republiki. 

Rezultat - 
i tu nastepowala tyrada juz nieprzebierajaca w slowach, na pewno zawierajaca niepotrzebne uogolnienia wiec ja opuszczam. Musialam byc porzadnie wkurzona. Ale faktem jest ze wyspa stala pracownikami z Indii, Bangladeszu i Sri Lanki. A ja swoje przezylam z Maldiwianami, lacznie z polaniem moich wszystkich ubran kwasem z akumulatorow. Kto sie zna to wie jaki byl rezultat.