sobota, 9 lutego 2013

Magia 3


Po powrocie z wakacji w Polsce czekają na mnie najróżniejsze wieści. Także z łodzi. M.in. dowiaduję się, że jeden z załogi na Ari Jayi był lwem. Tj. pewnie ciągle jest ale już u nas nie pracuje, nie tylko z powodu bycia lwem ale był to jeden z czynników, które złożyły się na zwolnienie.
Podobno lwem się stał, kiedy chciał się tego nauczyć, u jakiegoś starego czarownika na Sumbawie. Chciał wtedy, natomiast teraz chciałby się tego lwa z siebie pozbyć ale czarownik niestety już zmarł i ma kłopot. Bo teraz nie panuje nad tym i w nieprzewidzianych momentach, choć najczęściej kiedy jest zirytowany, wysuwają mu się pazury a przez skórę przebija sierść. Opowiadał mi o tym naoczny świadek, przysięgając, że to prawda. W takiej sytuacji musi ktoś, najlepiej znający się na magii, interweniować.

Załoga postanowiła pomóc Samowi. Kiedy Ari Jaya była w doku przy plaży na Pulau Bajo, notabene wyspie bardzo zaduchowionej, Sam miał w nocy zanurkować głęboko do dna, chwycić ustami jakiś kamyk i wynurzać się. Chodziło o to, że w nocy dno morza należy do innego świata. Chcący pozbyć się ze swojego ciała jakiejś magii chwyta z dna coś, co do tamtego świata należy i wynurza się. Przy powierzchni siłą woli pozbywa się szatana ze swojego wnętrza i ten spada razem z kamieniem na dno morza. Ale się nie udało, chłopak nie dał rady i zamiast pozbyć się lwa tylko go w sobie uaktywnił. Inni czekali już w speedboacie (tak nazywamy nasze łódki pomocnicze). A lew wynurzając się był już tak wściekły, że pazurami podrapał burty łódki. Reszta uciekła.

Przy okazji dowiedziałam się też o innych historiach zamieniania ludzi w zwierzęta. Np. mój załogant sprzed lat, Terimo, stał się małpą na 2 tygodnie. Nie wiadomo dlaczego.

Oraz znana sprawa bo to już magia ogólnoindonezyjska – Babi Ngepet. Człowiek zamienia się w świnię (babi to po indonezyjsku świnia). Jak w przypadku tuyula robi to w celu zdobycia bogactwa. Najpierw musi tę umiejętność posiąść u jakiegoś guru. Potem wraca do siebie i jest w stanie zamienić się w świnię aby niezauważenie krążyć po mieście czy po wsi i kraść pieniądze. Jakimś tajemniczym sposobem przyciąga je do siebie. Inne elementy tej magii to np.  żona wtajemniczona w sprawę, która, gdy jej mąż jako świnia kradnie pieniądze, czuwa w domu przy zapalonej świeczce. Jeśli mąż ma kłopoty płomień zaczyna migotać, chwiać się. Żona musi szybko zdmuchnąć świeczkę. Wtedy mąż na powrót staje się człowiekiem i nie niepokojony wraca do domu. A także musi być ofiara – nie ma czarnej magii bez konsekwencji. Umiera ktoś z najbliższej rodziny.

Takimi oto rzeczami Indonezyjczycy, przynajmniej na Flores, wyjaśniają sobie czyjeś bogactwo i sukces. Czyli tak jak często w Polsce – złodziejstwem, tutaj są to jednak chyba bardziej wyszukane historie.

A ja jestem w sytuacji, kiedy osoba, która uważam za racjonalną i inteligentną, opowiada mi to na poważnie i uważa za rzecz normalną i powszechnie znaną. Kiedy szukam potwierdzenia u innych ci to robią – potwierdzają albo czasami nie za bardzo chcą o tym rozmawiać bo się trochę boją.  Z drugiej strony wielu wierzy na poważnie w zmartwychwstanie albo opętanie i egzorcyzmy a ja mam ich wśród znajomych i także uważam za normalnych ludzi. A podobno na pograniczu z Ukrainą grasuje człowiek zamieniony w wilka, jemu też wyrosły pazury i sierść. Znam historię także z pierwszej ręki, od bardzo poważnego człowieka…
Może nie ma co zbytnio wnikać…

1 komentarz:

  1. A nie moglby ten lew przynosic wam na lodz jakiejs upolowanej zwierzyny? Moglibyscie sie szczycic, ze wyprawy na nurkowanie... z dziczyzna!

    OdpowiedzUsuń