Po powrocie z wakacji w Polsce czekają na mnie najróżniejsze
wieści. Także z łodzi. M.in. dowiaduję się, że jeden z załogi na Ari Jayi był
lwem. Tj. pewnie ciągle jest ale już u nas nie pracuje, nie tylko z powodu
bycia lwem ale był to jeden z czynników, które złożyły się na zwolnienie.
Podobno lwem się stał, kiedy chciał się tego nauczyć, u
jakiegoś starego czarownika na Sumbawie. Chciał wtedy, natomiast teraz chciałby
się tego lwa z siebie pozbyć ale czarownik niestety już zmarł i ma kłopot. Bo
teraz nie panuje nad tym i w nieprzewidzianych momentach, choć najczęściej
kiedy jest zirytowany, wysuwają mu się pazury a przez skórę przebija sierść. Opowiadał
mi o tym naoczny świadek, przysięgając, że to prawda. W takiej sytuacji musi
ktoś, najlepiej znający się na magii, interweniować.
Załoga postanowiła pomóc Samowi. Kiedy Ari Jaya była w doku przy
plaży na Pulau Bajo, notabene wyspie bardzo zaduchowionej, Sam miał w nocy
zanurkować głęboko do dna, chwycić ustami jakiś kamyk i wynurzać się. Chodziło
o to, że w nocy dno morza należy do innego świata. Chcący pozbyć się ze swojego
ciała jakiejś magii chwyta z dna coś, co do tamtego świata należy i wynurza
się. Przy powierzchni siłą woli pozbywa się szatana ze swojego wnętrza i ten
spada razem z kamieniem na dno morza. Ale się nie udało, chłopak nie dał rady i
zamiast pozbyć się lwa tylko go w sobie uaktywnił. Inni czekali już w speedboacie
(tak nazywamy nasze łódki pomocnicze). A lew wynurzając się był już tak
wściekły, że pazurami podrapał burty łódki. Reszta uciekła.
Przy okazji dowiedziałam się też o innych historiach
zamieniania ludzi w zwierzęta. Np. mój załogant sprzed lat, Terimo, stał się
małpą na 2 tygodnie. Nie wiadomo dlaczego.
Oraz znana sprawa bo to już magia ogólnoindonezyjska – Babi Ngepet.
Człowiek zamienia się w świnię (babi to po indonezyjsku świnia). Jak w
przypadku tuyula robi to w celu zdobycia bogactwa. Najpierw musi tę umiejętność
posiąść u jakiegoś guru. Potem wraca do siebie i jest w stanie zamienić się w
świnię aby niezauważenie krążyć po mieście czy po wsi i kraść pieniądze. Jakimś
tajemniczym sposobem przyciąga je do siebie. Inne elementy tej magii to np. żona wtajemniczona w sprawę, która, gdy jej
mąż jako świnia kradnie pieniądze, czuwa w domu przy zapalonej świeczce. Jeśli
mąż ma kłopoty płomień zaczyna migotać, chwiać się. Żona musi szybko zdmuchnąć
świeczkę. Wtedy mąż na powrót staje się człowiekiem i nie niepokojony wraca do
domu. A także musi być ofiara – nie ma czarnej magii bez konsekwencji. Umiera
ktoś z najbliższej rodziny.
Takimi oto rzeczami Indonezyjczycy, przynajmniej na Flores,
wyjaśniają sobie czyjeś bogactwo i sukces. Czyli tak jak często w Polsce –
złodziejstwem, tutaj są to jednak chyba bardziej wyszukane historie.
A ja jestem w sytuacji, kiedy osoba, która uważam za
racjonalną i inteligentną, opowiada mi to na poważnie i uważa za rzecz normalną
i powszechnie znaną. Kiedy szukam potwierdzenia u innych ci to robią –
potwierdzają albo czasami nie za bardzo chcą o tym rozmawiać bo się trochę
boją. Z drugiej strony wielu wierzy na poważnie
w zmartwychwstanie albo opętanie i egzorcyzmy a ja mam ich wśród znajomych i
także uważam za normalnych ludzi. A podobno na pograniczu z Ukrainą grasuje człowiek
zamieniony w wilka, jemu też wyrosły pazury i sierść. Znam historię także z
pierwszej ręki, od bardzo poważnego człowieka…
Może nie ma co zbytnio wnikać…
A nie moglby ten lew przynosic wam na lodz jakiejs upolowanej zwierzyny? Moglibyscie sie szczycic, ze wyprawy na nurkowanie... z dziczyzna!
OdpowiedzUsuń