Mijają spokojnie kolejne dni. Parę wymiętych kartek z
komisariatu leży sobie w Losmen Diaz. Co jakiś czas widzimy którego s chłystków
jak się przemykają w pobliżu. Przychodzi też Agustinus zapytać jak tłumaczenie.
Skąd ten się znowu wziął w całej sprawie, skąd wie o policji i o kartkach? Przecież
tylko załatwił nam kontakt z Haji Raisem, dawno temu.
Niedługo się domyśliłam roli Agustinusa - chłystki na spółkę
z wyżej postawionymi sięgnęli po kolejne koło ratunkowe. Pseudo przyjaciela,
takiego, który dobrze nam życzy i szczerze doradzi. I ten nam szczerze doradza
–
„no zapłaćcie choć trochę, będziecie mieć z głowy, nie chcą
dużo”
Jeśli już nas namówi do zapłaty łapówki to coś skapnie i
jemu. Taki system. Na pewno się już pogodzili, że ich wydająca się wcześniej niebotyczną
dola, którą teoretycznie skłonni bylibyśmy zapłacić, stopniała do mizernej… ale
wciąż mają nadzieję na cokolwiek, choćby to był tylko zwrot kosztów, jakie
ponieśli.
Ale przepędzam Agustinusa (wszyscy po średnicy tego typu w
Indonezji to jak zaraza, najlepiej ich przepędzać już na początku, tylko patrzą
jak wyciągnąć choćby parę groszy z każdej strony). Myślę jednak, że dobrze by
było zrozumieć co tam na coraz bardziej pomiętych kartkach jest napisane i być
może zakończyć sprawę. Idę więc do Padre Stanisa, polskiego misjonarza, który
jest już na emeryturze i mieszka w Labuan Bajo. W zasadzie to buduje nowy
kościół katolicki w mieście i czasem jest jeszcze aktywny w zawodzie.
Polubiliśmy się podczas naszego pierwszego spotkania więc
mam nadzieję, że mi pomoże. Idę i tłumaczę swoja niedolę, pokazuję zapis z
komisariatu. Ten czyta i robi się coraz bardziej czerwony na twarzy. Ja
zauważam natomiast, że ścieżką zbliża się nasz policjant przesłuchujący, musiał
nas śledzić. Nie wiem po co, w każdym razie im bliżej tym bardziej zaczyna się
płaszczyć, przed wejściem na werandę ściąga klapki i podchodzi cały w
pokłonach, ręce jak do modlitwy i zgięty w pasie do ziemi. Sam w sobie ma
szczurzy wygląd i pokurczoną posturę a teraz to wrażenie się wzmaga. Pater
Stanis się podnosi a jest wielki, przy szczurku wygląda jak inny gatunek
człowieka. Albo naprawdę wściekły albo dobry aktor, zamachuje się na szczurka, tamten się kuli.
Ręka się zatrzymuje tuż przed jego gębą i Pater Stanis zaczyna grzmieć. Nie
rozumiem jeszcze co ale jest groźnie. Szczurek się wycofuje, zbiera swoje
klapki i znika.
Potem słyszę tłumaczenie:
- wiesz, co tam było napisane?
- no nie
- pytanie: „wiesz, dlaczego tu jesteś?”, odpowiedź: „tak, bo
nielegalnie kupiłam drewno”. Ale hołota
Na tym sprawa w zasadzie się kończy. Jesteśmy obserwowani z
oddali i raczej niegroźnie. Ale martwię się, że sytuacja może się powtórzyć. Akcje
chłystków nie są chyba skoordynowane i może jakaś inna grupa będzie potrzebować
pieniędzy a jest ramadan, na jego koniec trzeba się wykosztować na prezenty. Taka grupa może podjąć nowe działania na
własna rękę, licząc na szczęście. Tak to chyba działa, jak się uda to dobrze,
na tej samej zasadzie co na targu podają najpierw cenę wielokrotnie
przewyższającą tę, którą są w stanie zaakceptować. Jak się trafi jeleń to będą
na plusie.
W zawodach typu policjant czy wojskowy dochodzi jeszcze inny
czynnik. Taka praca jest tu bardzo pożądana. Jest prawie że nie do stracenia
oraz dostaje się emeryturę, czyli jest to sytuacja dokładnie odwrotna niż w
przypadku innych prac. Aby wkręcić chłopaka rodzina musi zapłacić. Rodzice
mojej znajomej Liny z Solo na Jawie sprzedali w tym celu rodzinny dom. Lina to doskonale rozumie
i nigdy nie była z tego powodu zła. Brat mając pracę marzeń w policji będzie
zobowiązany jej pomagać. Inny będzie czuł się zobowiązany w stosunku do rodziny
za złożenie się na jego awans. Będzie więc potrzebował dużo pieniędzy. Dorabianie
na boku w sposób, którego staliśmy się ofiarami jest jak najbardziej akceptowalne.
Potem wyrobiłam sobie metodę na takie sytuacje. Nie
rozmawiam z najniżej postawionymi funkcjonariuszami. Od razu pytam o szefa.
Biorę na siebie ryzyko, czy szef jest najbardziej skorumpowany ze wszystkich
czy raczej będzie mi chciał pokazać jak twardą ręką trzyma swoich pracowników.
Najczęściej samo żądanie zaprowadzenia do szefa wystarcza.