Na przykladzie zalogi z lodzi, gosposi w domu i paru innych
znajomosci widze, ze uwiklanie w rodzine tu w Indonezji jest czyms przerazajacym.
Nie ma z niego wyjscia, nie ma indywidualnego zycia, kariery, ambicji. Rodziny
– czyli ojca, matki, ciotek, wujkow, kuzynow, dziadkow.
Systemem emerytalnym sa dzieci. To calkiem zrozumialy mechanizm
przy braku innego ale rozleniwiajacy starsze pokolenia. Np. z wioski z calej
rodziny tylko jeden czy jedna sie odwaza, wyrusza do Labuan Bajo albo na Bali i
zaczyna zarabiac. Reszta nie, po co, przeciez w tym systemie maja juz
zapewniony byt.
Telefon od rodziny z kampungu (rodzinnej wioski) oznacza
zawsze mniejszy lub wiekszy klopot, ktory zazwyczaj sprowadza sie do potrzeby
pieniedzy (nie bylam swiadkiem przypadku, kiedy rodzina zadzwonila, zeby
zapytac o samopoczucie, wesolo pogadac…).Trudno sie rozwinac, utrzymac na
dobrym, coraz wyzszym poziomie (sa tacy, ktorym na tym zalezy choc musze
stwierdzic, ze nie wszyscy), wlasna mala rodzine, jesli rece wyciagaja sie
zewszad po datki, a to trzeba leczyc kuzyna, a to kuzynka wychodzi za maz a to
to a to sramto. Rodzice maja zwykle duzo dzieci. Ciezar opieki nad najmlodszym
rodzenstwem spoczywa na tym najstarsz ym, juz pracujacym. I transfer srodkow
trwa. Ale potem najmlodsze rodzenstwo bedzie sie czulo zobowiazane wobec
starszego i pomoze jego dzieciom. I tak dalej i tak dalej.
Sytuacja zupelnie odwrotna niz w Europie, gdzie to
najczesciej rodzice wspieraja dzieci (w uzasadnionych badz nie
przypadkach). Na Flores, w wioskach,
rzadzi wyuczona bezradnosc kierujaca sie przeciw odwaznym jednostkom.
Nie ma tez przedawnienia – do Meny, mechanika na Pratiwi, w
momencie gdy znalazl te prace, zglosila sie rodzina jego przybranej matki (sam
jest uciekinierem z Timoru Wschodniego). Musial zaplacic za swojego przybranego
ojca zalegly “belis” czyli oplate dla rodzicow kobiety od przyszlego meza.
Ojciec kiedys nie zaplacil a mimo to sie ozenil. Nie zdarza sie to czesto ale
czasem tak. Belis jest dosc wysoki i nie zawsze kazdego na niego stac. Sa tez pary, ktore przez to nie biora slubu,
przynajmniej na poczatku - slubu oficjalnego bo tradycyjny wg miejscowych zwyczajow zwykle jest. Bo jesli jest dziecko to bez slubu rodzicow jest
klopot - nie dostanie aktu urodzenia ani nie pojdzie do szkoly (abstrahujac od
wstydu rodziny). Wiec na Flores odbywaja sie czasem sluby (przynajmniej
katolickie bo to wiem z pierwszej reki od polskiego misjonarza) zbiorowe
udzielane parom z juz jakas iloscia dzieci. Wobec dziwacznych zwyczajow i
panstwowych przepisow nawet kosciol musial sie uelastycznic.
W urzedach bez rodziny tez ani rusz. Wszedzie pytaja o
niejaka “kartu keluarga” czyli karte rodziny, nalezaca do podstawowych tu
dokumantow. Trzeba ja miec przy wyrabianiu paszportu, kupowaniu ziemi… Maz jest
w niej nazwany oficjalnie glowa rodziny – “kepala keluarga” a ponizej sie
wpisuje zone i po kolei dzieci. Jak ktos nie ma wspolmalzonka to ma karte
rodziny wciaz przy rodzicach, chocby mial 50 lat. Nie zdaza sie to oczywiscie
czesto. Rodzina to tu pewnik. Tu sie nie pyta czy ktos ma dzieci. Pyta sie czy
juz je ma – “sudah ada anak?”, “belum ada anak?”. Te pytania zadawano mi
nagminnie. A jak jest juz Toni to sie pytaja o drugie. Choc takie nagabywanie
zdarza sie tez w Poslce, podobno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz