Zalogi na lodziach sie kloca. Jeden chce pobic drugiego. Chodzi
o glupoty, na odleglosc, z Bali, trudno sytuacje zrozumiec. Sa jak dzieci. Jesli
jestesmy blisko to konflikty sa latwe do zazegnania. Ale rece opadaja, gdy jestesmy
akurat dalego i trafia sie sytuacja jak ostatnio:
Nazajutrz jest safari, trwaja intensywne, mam nadzieje,
przygotowania na przyjecie klientow. I nagle telefon od kucharza, z informacja,
ze mechanik zszedl z lodzi, wzial swoje rzeczy jakby rezygnowal z pracy.
Mechanik, czyli Mena, jest kluczowa obok kapitana postacia bo bez jego licencji
mechanika teoretycznie nie wyplyniemy. Teoretycznie bo nie z takimi problemami
mozna sobie poradzic. Ale lepiej, zeby nie wystepowaly. Po latach takich
sytuacji mam na nie coraz mniejsza tolerancje choc jestem juz
przyzwyczajona.
Pare kolejnych telefonow i przyczyna niespodziewaneego
zejscia z pokladu jest znana, zlozona przez mnie z mozaiki chaotycznych
wyjasnien i wzajemnych oskarzen - Mena
zakupil solar, czyli rope, na safari. Kupil na stacji benzynowej. Moze sie to
wydawac zwykla czynnoscia ale nie wszedzie w Indonezji, a juz na pewno nie w
Labuan Bajo. Poniewaz ropa (benzyna tez) jest subsydiowana i panstwo traci na
jej sprzedazy krocie, w Labuan Bajo niedobory sa zwykla rzecza. Co jakis czas sa
podejmowane proby podwyzszenia ceny ale zazwyczaj sa nieudane wobec silnych
protestow i demonstracji. Za mojej bytnosci w Indonezji cena wzrosla tylko raz,
z 2100 Rp na 4500 Rp za litr. Kazda inna taka proba jest torpedowana i choc
placimy za rope i benzyne niewiele, czesto jest to okupione duzymi nerwami –
zdobedziemy czy nie, ile, jak dlugo przed safari, jakim kosztem…
I jest to pole do popisu dla wszelkiej masci kombinatorow,
ktorzy skupuja solar a potem odsprzedaja za np. 8000 Rp. za litr.
Policja, ktora sama gorliwie uczestniczy w procederze,
rownie gorliwie sciga swoich konkurentow w czarnym biznesie oraz, przy okazji,
zwyklych konsumentow czyli nas. Tj. chcialaby scigac ale jest to raczej zabawa
w kotka i myszke. Przylapie, nie przylapie, co zrobi, jak sie zachowac
(oczywiste zachowanie to jest to pozadane przez policje, czyli pare groszy w
lape ale zabawa jest tez unikanie tego rozwiazania). W kazdym razie na pewno
kazdy w obliczu potencjalnych klopotow albo przynajmniej straty czasu szybko
zaplaci cokolwiek.
I tak Mena lawirujac, zeby go pilicja nie zlapala przybyl na
nadbrzeze z duza iloscia kanistrow i nie zostal odebrany na czas. Policja
podobno weszyla wokol i on twierdzi, ze sie bal. Nie mial telefonu bo mu
ostatnio “jatu ke laut”, czyli “spadl do morza". Kazdemu z zalogi regularnie sie
zdarza “jatu ke laut” co znacznie mi utrudnia zycie. (Innym typowym zagraniem z
komorka jest sytuacja, gdy ktos z zalogi plynie z lodzi na lad, czasem na dluzej a nie
bierze ze soba komorki, ja dzwonie w waznej sprawie a sygnal odzywa sie na rufie i juz nic sie nie da zrobic chocby sie palilo). Wracajac do Meny – on twierdzi, ze widzial innych z zalogi
chodzacych po pokladzie, kiedy ich wolal na cale gardlo i machal rekami. Ci z
pokladu twierdza, ze pracowali ostro w maszynowni i przez to nic nie slyszeli.
Jak zwykle – nie do sprawdzenia. A
rezultat jest taki, Mena sie obrazil i nie ma mechanika na safari, nie mozna
sie do niego dodzwonic, nie ma go tez w domu przybranych rodzicow. Po paru
godzinach telefonow sytuacja jest opanowana, jak zwykle, Mena wraca, tylko
troche niepotrzebnych nerwow.