sobota, 15 grudnia 2012

Rózne z Labuan Bajo


Zalogi na lodziach sie kloca. Jeden chce pobic drugiego. Chodzi o glupoty, na odleglosc, z Bali, trudno sytuacje zrozumiec. Sa jak dzieci. Jesli jestesmy blisko to konflikty sa latwe do zazegnania. Ale rece opadaja, gdy jestesmy akurat dalego i trafia sie sytuacja jak ostatnio:
Nazajutrz jest safari, trwaja intensywne, mam nadzieje, przygotowania na przyjecie klientow. I nagle telefon od kucharza, z informacja, ze mechanik zszedl z lodzi, wzial swoje rzeczy jakby rezygnowal z pracy. Mechanik, czyli Mena, jest kluczowa obok kapitana postacia bo bez jego licencji mechanika teoretycznie nie wyplyniemy. Teoretycznie bo nie z takimi problemami mozna sobie poradzic. Ale lepiej, zeby nie wystepowaly. Po latach takich sytuacji mam na nie coraz mniejsza tolerancje choc jestem juz przyzwyczajona.
Pare kolejnych telefonow i przyczyna niespodziewaneego zejscia z pokladu jest znana, zlozona przez mnie z mozaiki chaotycznych wyjasnien i wzajemnych oskarzen -  Mena zakupil solar, czyli rope, na safari. Kupil na stacji benzynowej. Moze sie to wydawac zwykla czynnoscia ale nie wszedzie w Indonezji, a juz na pewno nie w Labuan Bajo. Poniewaz ropa (benzyna tez) jest subsydiowana i panstwo traci na jej sprzedazy krocie, w Labuan Bajo niedobory sa zwykla rzecza. Co jakis czas sa podejmowane proby podwyzszenia ceny ale zazwyczaj sa nieudane wobec silnych protestow i demonstracji. Za mojej bytnosci w Indonezji cena wzrosla tylko raz, z 2100 Rp na 4500 Rp za litr. Kazda inna taka proba jest torpedowana i choc placimy za rope i benzyne niewiele, czesto jest to okupione duzymi nerwami – zdobedziemy czy nie, ile, jak dlugo przed safari, jakim kosztem…
I jest to pole do popisu dla wszelkiej masci kombinatorow, ktorzy skupuja solar a potem odsprzedaja za np. 8000 Rp. za litr.
Policja, ktora sama gorliwie uczestniczy w procederze, rownie gorliwie sciga swoich konkurentow w czarnym biznesie oraz, przy okazji, zwyklych konsumentow czyli nas. Tj. chcialaby scigac ale jest to raczej zabawa w kotka i myszke. Przylapie, nie przylapie, co zrobi, jak sie zachowac (oczywiste zachowanie to jest to pozadane przez policje, czyli pare groszy w lape ale zabawa jest tez unikanie tego rozwiazania). W kazdym razie na pewno kazdy w obliczu potencjalnych klopotow albo przynajmniej straty czasu szybko zaplaci cokolwiek.
I tak Mena lawirujac, zeby go pilicja nie zlapala przybyl na nadbrzeze z duza iloscia kanistrow i nie zostal odebrany na czas. Policja podobno weszyla wokol i on twierdzi, ze sie bal. Nie mial telefonu bo mu ostatnio “jatu ke laut”, czyli “spadl do morza". Kazdemu z zalogi regularnie sie zdarza “jatu ke laut” co znacznie mi utrudnia zycie. (Innym typowym zagraniem z komorka jest sytuacja, gdy ktos z zalogi plynie z lodzi na lad, czasem na dluzej a nie bierze ze soba komorki, ja dzwonie w waznej sprawie a sygnal odzywa sie na rufie i juz nic sie nie da zrobic chocby sie palilo). Wracajac do Meny – on twierdzi, ze widzial innych z zalogi chodzacych po pokladzie, kiedy ich wolal na cale gardlo i machal rekami. Ci z pokladu twierdza, ze pracowali ostro w maszynowni i przez to nic nie slyszeli. Jak zwykle – nie do sprawdzenia.  A rezultat jest taki, Mena sie obrazil i nie ma mechanika na safari, nie mozna sie do niego dodzwonic, nie ma go tez w domu przybranych rodzicow. Po paru godzinach telefonow sytuacja jest opanowana, jak zwykle, Mena wraca, tylko troche niepotrzebnych nerwow.

wtorek, 11 grudnia 2012