Bondowoso – niewielkie miasto, pieknie polozone miedzy dwoma
pasmami wulkanow, niedaleko juz polnocnego wybrzeza Jawy. Podobalo mi sie juz w
2008 roku, kiedy bylam tam po raz pierwszy. Pamietam, ze zdumialo mnie wtedy
swoja czystoscia (potem wyczytalam w przewodniku, ze rzeczywiscie jest uznawane
za jedno z najczystrzych miast na Jawie). Wtedy bylam tam z rodzicami tuz po
wycieczce na Sulawesi, w tym po miescie Makassar (nakwieksze na Sulawesi),
ktore moj ojciec do tej pory z luboscia nazywa nie Makassar tylko masakra
(rzeczywiscie zwiedzal tam port, ktory czystoscia nie grzeszyl, szczury sie
przemykaly, smieci lataly, spoceni tragarze rozladowywali drewniane szkunery z
cementem, bylo tez tuz po deszczu wiec roznorakie odpadki gnily w kaluzach,
ojciec niestety nie umial docenic atmosfery miejsca). W kazdym razie w
Bondowoso mielismy mily kontrast.
Teraz tez mi sie podobalo, jeszcze bardziej. Ma troche
kolonialna atmosfere (rzeczywiscie mieszkalo tu duzo Holendrow, po ktorych
pozostalo jeszcze pare budynkow. A podobno drogi obsadzone tamaryszkami, teraz
juz wielkimi to tez pozostalosc po nich).
Kroluja oczywiscie moje ulubione becaki wiec dodaje kolejna
porcje zdjec.
W Bondowoso odwiedzilismy tez targ w poszukiwaniu pewnej
konkretnej rzeczy (poszukiwanie uwienczone sukcesem). Na targu sila rzeczy nie bylo juz czysto ale
tam wlasnie, robiac zdjecia dokonalam waznego dla mnie odkrycia – to co mnie
juz tylko denerwuje tam, gdzie mieszkam (Flores, Bali), w momencie gdy staje
sie turystka, na powrot nabiera cech kolorowej egzotyki, wartej robienia zdjec,
podziwiania absurdow, nieprzejmowania sie brudem. Bardzo mnie to cieszy bo
swiadczy chyba o tym, ze nie jestem jeszcze dla podrozowania stracona. Czasem
sobie myslalam, ze po co znowu zaczynac jezdzic, wszedzie jest przeciez tak
samo. Nawet moja zdobycz z targu - reczna maszyna do kruszenia lodu, uzywana w
przydroznych jadlodajniach, jest taka sama jak te, ktore pamietam z np.
Gwatemali. Co nie zmniejsza mojej radosci bo uwazam, ze sie doskonale nadaje do
dekoracji domu i bedzie sie dobrze komponowac z wyciskarka do pomaranczy z
Meksyku. Choc wyciskarka byla kupiona nowa a ta maszyna jest juz troche zepsuta
i swoje chyba odsluzyla (tym lepiej). Szukalam czegos takiego juz od jakiegos
czasu i nie bylo to latwe. Takze w
Bondowoso nie bylo to hop siup. Nikt tego nie sprzedawal. Zagadnieci na jednym
ze straganow sprzedawcy powiedzieli, zeby przyjsc za godzine, co zrobilismy.
Twierdzili, ze wykupili maszyne ze skupu zlomu. Mam nadzieje, ze jej nie ukradli
biednemu posiadaczowi wozka z napojami.
I na koniec jeszcze pare sklepow z Bondowoso, typowych dla Indonezji: sklepy saszetkowe oraz sklepy z odzieza na upal dla kobiet.