Klepisko powstałe na miejscu zniwelowanej góry. Ogromne
głośniki i muzyka tak głośna, że pęka głowa. Czasem piosenki przerywane tekstem
zachęcającym do wszystkiego, co wokół. Napływające rodziny – sobotni wieczór w wędrownym
wesołym miasteczku. Wszędzie oślepiające białe jarzeniówki.
Miasteczko jest samowystarczalne. Każda karuzela (oraz
pociąg - potwór jeżdżący dokoła) ma swój benzynowy generator prądu, który kopci
oraz dodaje swoje decybele. Szczególnie paskudny jest ten przy kole młyńskim. Operator
koła ma uszy ze stali, choć to chyba cecha narodowa. Za pomocą jednej wajchy zatrzymuje
i uruchamia ponownie skomplikowany system łańcuchów i pasków klinowych. Zbiornik
na benzynę znajduje się na wysokości, w otwartej beczce, paruje.
Pole otoczone jest straganami, gdzie można kupić ubrania,
buty i słodycze. W różnych miejscach porozrzucane są stanowiska gier. Przeważają
pochylone płaszczyzny w wbitymi gwoździami, przez które przedzielają się kulki
mające dotrzeć do celu i nie wpaść do dziury.
Jest miło i panuje atmosfera pikniku ale niestety i oczy i
uszy są zbyt atakowane, po chwili trzeba iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz