Znowu. Nie chce tego doświadczać bo wolę rozumieć, co się dzieje. Albo przynajmniej
mieć przeświadczenie, że jest jakieś logiczne wytłumaczenie, oparte na
podstawach, które i ja uznaję.
A tymczasem – popołudnie w Jimbaran, odpływ, morze cofnięte
i daleko płytkie. Toni skacze na małych falach. Dołączają się dwaj chłopcy,
trochę starsi, zagadują. Toni mówi, ze go boli noga. Pod nogami mamy piasek ale
upstrzony małymi kamieniami lub raczej kawałkami korali. Uznaję więc, że niefortunnie
nadepnął na coś takiego i go zabolało. Zresztą po minucie jest po sprawie i
skaczemy dalej.
Wracamy do domu, przychodzi noc, Toni śpi.
Środek nocy – Toni budzi się z głośnym płaczem, łzy się
leją, coś go boli. Dopytujemy co, odpowiada, że to z kąpieli w morzu, że noga,
ledwo mówi przez łzy. Nienaturalny płacz trwa, wzmaga się. Ja w panice, chwytam
za paracetamol dla dzieci ale nic się nie da zrobić, wszystko wypluwa.
Budzi się dziadek z Flores, który jest na Bali na badaniach
lekarskich. Przed siedemdziesiątką, stary wilk morski, który jeszcze bez
silnika opłynął morza Indonezji na drewnianych łodziach. Teraz kulawy i
ślepnący. Ale pewne rzeczy podobno widzi.
Bierze szklankę wody i w półmroku coś nad nią szepce. Potem
daje ją Toniowi do wypicia. Toni pije. I wtedy zachodzą dwa procesy
jednocześnie – w przeciągu minuty Toni spokojnieje, płacz ustaje, usypia,
powiedziałabym nawet, że błogo. A jego dziadek z Flores – w tym samym czasie
widzę, jak go naciąga na wymioty, szarpie całym ciałem aż leci do łazienki.
Po wszystkim pytam, o co chodzi. Wyjaśnienie – Toni kapał
się w pobliżu miejsca, gdzie ktoś kiedyś stracił życie. I ten ktoś tam pozostał
a potem poszedł za nim, przyczepił się do dziecka bo dziecko łatwiej jest
wykorzystać. Albo mu się spodobało. A dziadek z Flores ma zdolność widzenia
zmarłych, tych którzy się szwendają po ziemi. Widzi ich tak, jak umarli czyli
jeśli był to wypadek to poharatanych, opuchniętych i w każdym innym stadium. A wymiotuje od potwornego smrodu. To cena, jaką płaci za umięjętność wypraszania duchów.
Wyjaśnienie banalne, trochę się rozczarowałam. Ale i
przestraszyłam. Zdarzyło się nam to dwa razy. A ostatnio gościłam w domu
znajomą, która rok temu podróżowała po Azji. Gdy opowiedziałam jej naszą
historię ona powiedziała mi coś takiego – mieszkała w hostelu w Melace w
Malezji. Właściciel dowiedziawszy się, że Kasia jest z Bali opowiedział jej swoją
historię – ponieważ jest kimś w rodzaju szamana zgłosiła się do niego rodzina z
Kanady. Parę miesięcy wcześniej byli na wakacjach na Bali, mieszkali w
Jimbaran. Ich dwaj chłopcy kąpali się jak Toni na falach. Nagle jeden z nich,
około 5 letni, dostał drgawek i stracił przytomność, której nie odzyskał przez
wiele miesięcy. Rodzice szukali różnorakiej pomocy, trafili też m.in. do niego.
Ale nie dał rady pomóc. Patrząc na zdjęcie z basenu, zrobione niedługo przed
wypadkiem, mógł tylko zobaczyć ‘ducha’. Twierdzi, że jest to duch osoby, która zginęła
w drugich bombach na Bali. Wybuchły one między innymi w restauracji na plaży w
Jimbaran, bardzo niedaleko miejsca, gdzie kapał się Toni. Duch był jednak zbyt
silny, żeby go z chłopca wypędzić.
Napisałam do szamana z Melaki. Może możemy pomóc chłopcu, jesli ciągle jest w tym samym stanie. Szaman podobno bardzo się przejał tym, że nie umiał pomóc. Jeszcze czekam na odpowiedź, o ile ta w ogóle nadejdzie.