Jedziemy przez Sumbawę, kilkaset kilometrów na wschód.
Powtarzam drogę przebytą autobusem 9 lat temu. Wtedy jechałam w nieznane, teraz
musimy po prostu dotrzeć do Sape na prom do Labuan Bajo.
Poza pierwszym przejazdem Sumbawa zawsze pozostała dla mnie biała
plamą na mapie. Z samolotu widać prawie tylko lasy i góry i rzadkie wioski,
malownicze bo dachy domów są pokryte czerwonymi dachówkami a nie zardzewiałą w
mniejszym lub większym stopniu blachą, która dominuje na Flores. Była to jedyna
rzecz, jaka mi się podobała w tej wyspie. Poza tym kojarzyłam ją tylko ze
złowrogim Sape, siedzibą bombowych rybaków, którzy są zagrożeniem dla raf
Komodo oraz twardym islamem. Traktowałam Sumbawę jako zło konieczne.
Tymczasem przejazd okazał się bardzo sympatyczny. Wbrew moim
wyobrażeniu o muzułmańskim zacofaniu, które miało się objawiać straszną drogą i
prawie że napadem uzbrojonych piratów (co mnie trochę niepokoiło) drogi były
bardzo dobre a ludzie sympatyczni. Co więcej właśnie tu zobaczyłam, jedyne do
tej pory w Indonezji ograniczenia prędkości. Przy wjeździe do wiosek – 40 km/h,
przy wyjeździe odwołanie znaku. W
wioskach dobre chodniki, bez dziur. Przy zakrętach – oznaczenia. Ale tak to już
mam, że jak jest napisane, że gdzieś w Indonezji panuje silny islam od razu mi
się to kojarzy źle. (Inny podobny przypadek miałam ostatnio na Bali. Do naszego
domu przyszła sąsiadka, kobieta z zakrytą głową szukająca zaginionego kotka. Już
na tym etapie miałam dość mocny wewnętrzy dysonans – muzułmanka i troska o
kota. Kiedy się okazało, że kotek prawdopodobnie nie żyje i kobieta zaczęła
rozpaczać, zdziwienie moje nie miało granic. Nie miałam okazji sobie wcześniej uświadomić
mojego przeświadczenia, że muzułmanin nie jest w stanie pokochać zwierzęcia). Różne
stereotypy wychodzą na wierzch przy okazji. A może jednak to dotychczasowe
doświadczenie? Niestety traktowanie zwierząt w Indonezji to coś strasznego,
choć chyba nie zależy od religii. Natomiast np. w Labuan Bajo nie da się ukryć
faktu, że w dzielnicach muzułmańskich, w tym w Kampung Ujung, gdzie i my
rezydujemy (na szczęście w idealnym oddaleniu bo na boi), dbanie o jakikolwiek
porządek to ostatnia z rzeczy, jaka przychodzi do głowy mieszkańcom. Kampung
Ujung to królestwo szczurów, śmieci, prowizorki, chaosu. Absolutnie żadnego
zainteresowania, żeby choć trochę było ładniej. Ale to zostawię na inną okazję.
Jak na Jawie transport publiczny odbywa się m.in. za pomocą
becaka, tak na Sumbawie popularny jest benhur – wprawdzie nie rydwan ale zawsze
coś w tym stylu - mini dorożka ciągnięta przez małego konika. Jeżdżą też
śmieszne autobusy o nazwie jumbo, jakie już wycofano z użytku na Flores.
Mijamy "fabryki" krewetek oraz bliżej Bimy "fabryki" soli. Żadnych turystów, życie toczy sie swoim trybem.
W każdym razie – to był tylko przejazd ale w planie jest
zwiedzenie Sumbawy zachodniej (wjazd promem od strony Lomboku) oraz wschodniej
(wjazd promem z Flores) – w tym wspinaczka na Tamborę – wulkan zabójcę sprzed
200 lat! Oraz siedziby dwóch sułtanatów, w przeszłości dość potężnych, w Bimie
i Sumbawie Besar. Sułtanat w Bimie kontrolował także Komodo oraz część Flores.
Zdjęcia z powodu kombinowania z naszym prostym aparatem są w różnych trybach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz