Zapytano mnie ostatnio, co sadze o Tana Toraja, krainie i
ludzie mieszkajacych na poludniowym Sulawesi.
I co by tu powiedziec? Krajobraz przepiekny, kultura stara i
niby ciekawa, oryginalna archiektura. Przewodniki zachecaja, zeby przybywac tu
wtedy, kiedy tradycyjnie jest najwiecej ceremonii pogrzebowych. I tego wlasnie
nie moge zrozumiec. Jak mozna zachecac do obserwacji jatki? Bo wlasnie jatka
sie tu odbywa, rzez bawolow i swin. Torajowie maja swoje wierzenia, animinizm
poprzeplatany z chrzescijanstwem. Czesc tej tradycji stanowi, ze im wiecej
zwierzat sie ubije na pogrzebie tym lepiej dla zmarlego. A rytualy pogrzebowe
maja byc najwieksza atrakcja regionu.
Nam sie udalo. Trafilismy na pogrzeb. Wiedzielismy o nim od
poprzedniego wieczoru. Zmarly byl kims znaczacym. 2 lata trzymano go w
formalinie. To po to, zeby zebrac dostateczna ilosc pieniedzy aby mozna bylo
zarznac odpowiednia dla jego rangi ilosc bawolow, swin i pomniejszego zwierza.
Pewnie nikt z rodziny sie nie uchronil od datkow na ten cel, chocby pracowal od
lat w dalekiej Dzakarcie, moment ofiary na krewniaka nastapil.
Rano zaopatrzeni w duza zgrzewke papierosow w prezencie dla
rodziny (tak nam poradzil przewodnik) poszlismy. Na pogrzeb rodzina
przygotowala specjalnie cala nowa wioske. Ze sklejki i na jakims ogromnym
trawiastym (a teraz w porze deszczowej w totalnym blocie) terenie. Cale
domostwa pomalowane w tradycyjne kolory i ornamenty. Przez blocko przerzucone
zostaly deskowe mosty dla ludzi. A w blocku, na terenie tej dziwnej wioski oraz
na pobliskich drogach prowadzono zwierzeta. Przerazone kwiczace swinie,
zwiazane za nogi i wiszace grzbietem w dol. Opierajace sie bawoly ciagniete za
nos. Wszystkie zwierzeta sie boja.
Depczac w blocku wyszlismy.
Nie zebym nie wiedziala wczesniej, ze sa miejsca takich
rytualow. Nie zebym myslala, ze w Polsce nie zabija sie okrutnie zwierzat w
rzezniach. Ponadto pocieszam sie, ze tutaj przynajmnie zwierzeta do momentu
swojej smierci wioda (na moje laika oko) lepsze zycie niz na fermach
hodowlanych. Bawoly chodza sobie wolnopo czyms w rodzaju lak, sa wpuszczane na
pola ryzowe po zniwach, przewalaja sie w blocie.
Ale po kiego licha uwaza sie rytualna rzez zwierzat za turystyczna atrakcje? Po co ogladac takie
jatki? Choc na przyklad pewne polskie biuro podrozy z Bali organizowalo
wyprawe, gdzie jedna z glownych atrakcji mialo byc zobaczenie (“jesli dopisze
szczescie”) tradycyjnej rzezi wielorybow w pewnej wiosce na wschodzie Flores. Kto
na takie cos chce pojechac i to ogladac? I to jeszcze zagrozone gatunki? Chyba
mysliwskie prymitywy.
Tana Toraja “zuzywa” ogromne ilosci bawolow. Plyna tam z
chyba calej Indonezji. W kazdym razie na Komodo, w ciesninie pomiedzy Rinca a
Komodo, widzimy drewniane startki kargo
wyladowane bawolami, plynace z Sumby na polnoc. Niezaleznie od tego co ich
czeka w miejscu przeznaczenia, strach pomyslec co znosza po drodze, plynac
przez otwarte morze. Lodzie sa male. Kiedys jedna z nich zatonela w parku.
Bawoly zginely. Cialo jednego morze wyrzucilo na plazy na Komodo. Warany
zebraly sie w kilka sztuk i zjadly padline.
Na targu nastepnego dnia widzielismy biale bawoly, jeden
kosztowal 115 milionow rupii (okolo 13 tys. usd). Taki zarzniety na pogrzebie
dopiero zapewnia dobre miejsce w zaswiatach!
Ciekawe, czy ktos jest sie w
stanie wyrwac z takiego kola, przeciez im ktos ma lepsza pozycje, wiecej
pieniedzy, tym musi przeznaczyc wiecej pieniedzy na kazdy pogrzeb w rodzinie. A
byc moze nie za bardzo mu sie to usmiecha, moze wolalby uzyc tego co ma, na
swoje zycie a nie na pogrzeb pociotka? Ale nie wiem, moze to juz jest tak
gleboko w ich glowach, ze nie da sie. Trzeba
placic i uczestniczyc. Na takiej samej zasadzie, jak u nas chrzci sie dzieci,
wielu tak robi, mimo, ze nie ma juz nic wspolnego z katolicyzmem.
Tradycja to wedlug mnie neutralne slowo. Zalezy dopiero, jaka tradycja. Nie kazda warto podziwiac. Jest
roznica miedzy tradycyjnym sianem pod wigilijnym obrusem a okrutnymi
obyczajami.
Smutne to i prerazajace!
OdpowiedzUsuńZawsze chcialam dotrzec do Tana Toraja, teraz z czystym sumienie odpuszcze to sobie.
Ola, wiem, że to stary post, ale czytam sobie Twojego bloga od początku.
OdpowiedzUsuńCo do tych ceremonii to chyba musicie o tym pomyśleć, że oni żyją po to, żeby mieć taki pogrzeb. To jest dla mnich najważniejsze. Oni nie czekają kilku lat na "w formalinie", jak to nazwałaś, tylko po to, żeby zebrać kase, oni próbują się zorganizować, bo jak słusznie zauważyłaś cała rodzina się rozjeżdża i nie łatwo jest uzbierać na bilet, albo na podarek, ale oni czekają latami, żeby się na takim pogrzebie spotkać i nie wolą wydać tej kasy na coś innego. Warto to zobaczyć, ja nie byłam rozczarowana. Znaleźliśmy sami pogrzeb jadąc za panem ze świniakiem i miło nas ugoszczono za każdym razem. Rozmawialiśmy z nimi bezpośrednio bez pośrednictwa przewodnika i wynikało z tego, że od nikogo nie oczekiwano bawoła albionsa, bo się czegoś dorobił. Często cała wioska, albo część rodziny się składa na jednego. Poza tym po zabiciu zwierzak (cialo/mięso :))) wraca do tych, co przytachali ten podarek, więc nie kupujesz dla rodziny zmarłego tylko dla siebie. Tylko rytualne zabicie jest w intencji zmarłego.
Jak ktoś jest wrażliwy na takie zabijanie, co jest zrozumiałe i całkiem normalne, może obejrzeć pierwszy dzień pogrzebu, wtedy nie ma aż tak dużo zabijania, są te ich tańce transowe, prezentacje zwierzaków i innych darow - naprawde warto tam pojechać. Mam nadzieję, że jednak nikt się nie zniechęci :)
Fajnie się czyta Twoje przeżycia. Ja tez bylam w Labuan Bajo pierwszy raz w 2009 roku i jak pojechalam tam w 2014 to nie mogłam się odnaleść, bo tak się pozmieniało. Szkoda, że nei wiedziałam wtedy o Tobie chętnie bym Cię poznała.
Buziak z Denpasar.
Dagmarita
zapraszam do mnie, jak masz ochotę www.uwolnijsiebie.pl
Cześć Dagmara, dzięki za komentarz. Jakbyś się może miała ochotę zobaczyć to daj znać - 081338977767, jestem teraz na Bali.
Usuń