Jeszcze w marcu,
przed Hari Nyepi, czyli dniem ciszy, na Facebooku, w grupie Bali Expat, pojawiło się zdjęcie dzieci w tradycyjnych
strojach i komentarz jakiegoś Włocha, w którym autor zachwycał się tym, że
Bali jeszcze nie zaprzepaściło swoich tradycji i jakie to jest wspaniałe (bo my
w Europie jesteśmy już straceni i zapewne dlatego on jest tutaj a tradycja to zawsze coś tylko pozytywnego, oczywiście). Abstrahując
od faktu, że i ja lubię Hari Nyepi bo przydaje mi się dzień, w którym nigdzie
nie muszę (bo nie mogę) pędzić, uważam, że takie proste myślenie jest oznaką
naiwności. Przez tradycję rozumie on zapewne także wielką duchowość
przypisywaną tutejszym ludziom, to czego brakuje ludziom Zachodu i czego tu
szukają. A wg mnie dokładnie tyle tu duchowości ile można wywnioskować z
obrzędów np. katolickich albo przypisać uczestnikom Bali Spirit Festiwal, gdzie
o duchowości świadczą zapewne dready, powłóczyste szaty czy bransoletki oraz
rozbuchane dyskusje o duchowości. Nie wykluczam oczywiście, że uduchowione
osobniki się w tych grupach zdarzają, tak jak wszędzie. Ale czemu wnioskować o
tym z zewnętrznych przejawów?
Bo ja o uduchowieniu
Indonezyjczyków wnioskowałabym raczej z codziennych zdarzeń, kiedy nic nie jest
na pokaz. Piękne są obrzędy, ofiary, procesje ale nie działa to na mnie, kiedy
mam w oczach sytuację sprzed paru dni – spotykam psa, zabiedzonego, bez
sierści, w ranach, ropniach, kości prawie na zewnątrz, całego w strachu,
zapewne bitego. Robię wywiad, idę do domu psa a tam słyszę – a, tak, sudah
busuk, mau buang, już zepsuty, zgniły, wyrzucamy go. Już nie będzie problemem.
Czy myślę o
duchowości, kiedy chce rozmienić pieniądze na drobne? – nie ma szans, każdy
sklepikarz mówi, że nie ma, wymiguje się, droga przez mękę (notabene szok w
Singapurze za mojej pierwszej tam bytności – muszę zadzwonić, nie mam monet,
idę rozmienić ale po pobycie w Indonezji z małymi na to nadziejami. A kobieta w
kiosku – jasne, a do czego potrzebujesz to ci dam odpowiednie monety). Albo
duchowość włączania się do ruchu – Indonezyjczycy wolą ryzykować wypadkiem i
śmiercią swojej rodziny niż kogoś wpuścić – trzeba się wpychać i wymuszać a oni
do końca będą cię omijać na pełnym gazie, migać światłami, co oznacza - ani mi się
waż włączyć do ruchu. Jak zapłaciłem za motor/samochód to droga moja, nie po to
płaciłem aby teraz kogoś wpuszczać. Dziki Zachód na Dalekim Wschodzie.
Czy duchowość ma
się objawiać w pleceniu plecionek i wpinaniu kwiatków we włosy czy na
rzeczywistej życzliwości wobec ludzi i świata i na szacunku do nich? Turystom
zdaje się, że tu jest dużo więcej życzliwości niż na Zachodzie. Ale to życzliwość
powierzchowna, nicniekosztująca – ciągłe uśmiechanie się czy niezobowiązujące
zagadywanie, machanie i Halo Mister. Kto zabrnie trochę dalej w indonezyjską
przygodę szybko pozna jej ciemne strony. Ale Indonezyjczykom zostaje udzielony
niezrozumiały dla mnie kredyt zaufania – że są lepsi, prostsi, życzliwsi. Czy
to dlatego, że kraj biedny (względnie)? Czy że w tropikach? Skąd ta
idealizacja?
Indonezja się
dorabia , ten kto w ogóle może bo wielu jest biednych, którzy o dorabianiu się
nie mogą marzyć. Ale miasta tak. Zewnętrzny status materialny jest bardzo ważny
i widać to chociażby w sposobie traktowania w sklepie – podjeżdżając zwykłym
skuterem, jaki ma tu każdy, jestem inaczej, gorzej obsługiwana niż gdy jestem
samochodem. Kto ma dobry samochód, myty zresztą tak często, aby trwał w
permanentnym połysku, czuje, że może więcej. Pamiętam sytuację ze szkoły –
podjeżdża Indonezyjka (młoda, żona starego Australijczyka), wielką Toyotą.
Parkuje tam, gdzie nie wolno, na podjeździe, gdzie można zatrzymać się tylko na
chwilę aby zostawić dziecko. Security nieśmiało mówi, ze tu nie wolno. A ona,
mijając go, rzuca mu kluczyki pod nogi i mówi – to mi przestaw jak chcesz, bylebyś
nie zniszczył. Ostentacja na każdym
kroku, w tym przypadku zapewne wprost proporcjonalna do biedy z jakiej się
wyszło.